Niesamowita symbolika obrazów Hieronimusa Boscha wydaje się porażać. Widz i interpretator stają bezradni wobec wylewającej się z jego płócien obfitości postaci, scen i zdarzeń. Szczególnie fascynujący jest tryptyk „Tysiącletnie królestwo”, a zwłaszcza jego środkowa część, przedstawiająca „Ogród rozkoszy ziemskich”, gdzie możemy zobaczyć tysiącletnie królestwo istot zbawionych, dla których evangelium aeternam stało się rzeczywistością ich cielesnej egzystencji. Wobec tego dzieła geniuszu nie możemy zadowolić się tylko analizami natury estetycznej, musimy sięgnąć głębiej, by zrozumieć całą złożoną symbolikę jego dzieła. A ponieważ wiemy, że geniusz nie rodzi się w odosobnieniu, zbadajmy - za Wilhelmem Fraengerem - glebę, z której wyrósł duch przenikający dzieła Boscha.
Wedle Fraengera w czasach, gdy Bosch tworzył swe arcydzieła w jego mieście, 's-Hertogenbosch, działała sekta Braci i Sióstr Wolnego Ducha, związana z osobą Jacoba van Almaengien. Mianem Wolnego Ducha częstokroć określali się najbardziej radykalni przedstawiciele zgrupowań begardów i beginek, nie stanowiący przy tym mocno wyodrębnionej grupy, a raczej ruch intelektualny, grupy ludzi skupiających się wokół wspólnych idei. Nazwa, którą sobie nadali jest wyrazem ich przeświadczenia, że są ludźmi doskonałymi, całkowicie przenikniętymi działaniem Ducha świętego. Doskonałość ta oznaczała niemożność zgrzeszenia w żaden sposób, gdyż zjednoczyli oni swoją wolę z wolą boską. Mogli zatem czynić to, na co mieli ochotę - a nade wszystko wszelkie ich postępki cielesne były bezgrzeszne. Żyli zatem w przeświadczeniu – czy raczej należy powiedzieć – w wierze, że ich ziemskie życie jest tożsame z egzystencją rajską. Podobne poglądy głosili także homines intelligentiae (ludzie duchowi), zwący się tak z dwóch powodów. Po pierwsze słowo homines oznaczało po prostu ludzi, bez żadnego dalszego zróżnicowania, bez względu na płeć czy pochodzenie. Po wtóre, nazywali się ludźmi duchowymi dlatego, że dysponowali wyższym rodzajem poznania niż oparte jedynie na zmysłach poznanie racjonalne.
Doktryna Braci i Sióstr Wolnego Ducha była renesansową metamorfozą poglądów starożytnej gnostyckiej sekty adamitów. Wywodzili oni swe przekonania od Karpokratesa, gnostyka żyjącego w II wieku n.e. Według Karpokratesa człowiek składa się z części duchowej i części cielesnej – część duchowa nie może w żaden sposób ulec zepsuciu, a część cielesna nie może być zbawiona. Ponadto istnieje reinkarnacja, a dusze, zanim będą mogły wrócić do Boga, muszą żyć w wielu ciałach, doświadczając wszelakich działań. Dopiero, gdy dusza dozna wszystkich aspektów ludzkiego życia może być uwolniona z kręgu reinkarnacji, bo, jak pisał Ireneusz, „nie trzeba będzie ich wysyłać ponownie w inne ciała, dlatego, że nadal brakuje czegoś ich wolności”. A więc, innymi słowy – nikt nie uwolni się od reinkarnacji póki ostatni światowy czyn nie zostanie spełniony. To zatem, co dla zwykłego człowieka było grzechem, dla karpokratejczyka było ceną zbawienia.
Treść doktryn adamitów zachowała się w pismach zwalczających ich Ojców Kościoła. I tak na przykład Epifaniusz w swym Panarionie tak o nich pisze:
„To krecie plemię, bojące się światła dziennego. Mają oni swoje kościoły, a raczej kryjówki i pieczary, w ogrzewanych podziemiach, gdzie zbierają się zwykle wokół ognia. Składają swe ubrania w przedsionkach, po czym mężczyźni i kobiety, nadzy jaki ich Pan Bóg stworzył, wchodzą do piwnicy. Tam odbywa się czytanie pisma i modły, do których ich mistrzowie przystępowali bez jakiegokolwiek porządku, na wyższej kondygnacji, podczas gdy inni członkowie gminy pozostawali na niższej. Do swego zgromadzenia wybierali kobiety wstrzemięźliwe i dziewice. Tego, kto zgrzeszył wykluczali z gminy i był on uważany za Adama upadłego, który zjadł owoc zakazany i został wygnany z raju, to jest z ich kościoła. A siebie samych nazywali Adamami i Ewami.”
Z kolei św. Augustyn patrzy na nich - o dziwo - przychylniejszym okiem:
„Adamianie nazywają się tak od Adama, którego rajską nagość naśladują, jaką była przed popełnieniem grzechu pierworodnego. Odrzucają małżeństwo, ponieważ Adam, zanim zgrzeszył i został wypędzony z raju, nie poznał kobiety. Wierzą, że również w przyszłości nie byłoby małżeństw, gdyby nikt nie zgrzeszył. A więc nago zbierają się mężczyźni i kobiety, nago słuchają czytania, nago modlą się, nago odprawiają sakramenty i z tej przyczyny uważają swój kościół za raj.”
Jednak już u Teodoreta rytuały adamitów zyskały znowu orgiastyczny i obsceniczny charakter. Pisze on w swoim kompendium herezji:
„Prodikos, następca Karpokratesa, stworzył herezję tzw. Adamian. Do zaleceń Karpokratesa dołączył przepisy nieskrępowanego nierządu. Usankcjonował wspólne posiadanie żon. Dlatego też nie tylko podczas publicznych biesiad, przy zgaszonych światłach, każdy spółkował z kobietą, która mu przypadła, lecz uprawiali takowe rozpasanie jako mistyczny rytuał wtajemniczenia.”
Według Fraengera zbieranie się nago w pieczarach było wyrazem pragnienia powtórnych narodzin, odrodzenia się w stanie pierwotnej rajskiej czystości. Nagość oznaczała czystość i obnażenie się przed Bogiem. Rytuały sekt adamickich były konkretyzacją apokryficznych słów Jezusa z Ewangelii Tomasza, stanowiących odpowiedź na pytanie o to, jak możliwe jest wejście do królestwa niebieskiego:
„Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością i stronę wewnętrzna czynić tak, jak stronę zewnętrzną, a stronę zewnętrzną tak, jak wewnętrzną, stronę górną jak stronę dolną i jeśli macie zwyczaj czynić to co męskie i żeńskie jednością, aby to co jest męskie nie było męskim, a to co żeńskie nie było żeńskim; jeśli będziecie mieli zwyczaj czynić oczy jednym okiem, a jedną rękę dacie w miejsce ręki i nogę w miejsce nogi i obraz w miejsce obrazu – wtedy wejdziecie do królestwa.”
Echa oskarżeń Epifaniusza powracają znowuż w wieku XIV. Pojawiają się wtedy zwolennicy radykalnego odczytania chrześcijaństwa, za Joachimem z Fiore głoszący nadejście ery Ducha. Poglądy tych radykalnych spirytuałów Wolnego Ducha streszcza bulla papieża Klemensa V ogłoszona w 1311 roku:
Niektórzy w tym życiu mogą osiągnąć stan doskonałości i być poza grzechem.
Osoba ta ma taka władzę nad swymi zmysłami, że nie musi już dłużej pościć i modlić się.
Jest wolna od wszelkiego posłuszeństwa Kościołowi.
Wolny w duchu może osiągnąć pełnię błogosławieństwa w tym życiu.
Każdy tak pobłogosławiony nie potrzebuje boskiego światła chwały, żeby miłować Boga.
Jedynie ludzie niedoskonali muszą spełniać dobre uczynki.
Stosunek seksualny nie jest grzechem, jeśli się go pragnie.
Nie ma potrzeby szanowania ciała Chrystusa w hostii.
Z kolei w roku 1326 opat Johannes Victoriensis pisze o pewnym adamicie z Kolonii:
„W tym czasie pojawiła się w Kolonii sekta heretycka, w której mężczyźni i kobiety różnego stanu spotykali się w środku nocy w podziemnym miejscu, nazywanym przez nich świątynią. Widziano jak pewien diabelski klecha imieniem Walter odprawiał tam mszę i jak po podniesieniu i kazaniu pogasili światła, po czym każdy obcował z kobietą, która stała najbliżej. Po uraczeniu się posiłkiem tańczyli i oddawali się najwyższej rozpuście, co nazywali stanem rajskim, w jakim znajdowali się prarodzice przed swym upadkiem. Ten, który ustanowił się wodzem tego szaleństwa, mianował siebie Chrystusem wziął sobie piękną, nobliwą pannę za Marię, bezczeszcząc w ten sposób sakrament wiary, a także oczywiście obyczajności i czystej prawdy.”
Istniała także hiszpańska odmiana tej herezji. Byli to alumbardowie, skupieni wokół charyzmatycznej kobiety, Franciszki Hernandez. Z nią to mieli utrzymywać bezgrzeszne stosunki płciowe niektórzy wyznawcy, m.in. niejaki Franciszek Ortiz, który zeznał przed trybunałem inkwizycji:
„Po tym, jak po raz pierwszy obcowałem z nią przez około dwadzieścia dni, mogłem powiedzieć, że zdobyłem w Valladolid więcej mądrości, niż gdybym dwadzieścia lat studiował w Paryżu. Bo nie Paryż, lecz paradyż mógł tej mądrości nauczyć.”
Nic zatem dziwnego, że w kręgach adamickich akt płciowy był określany mianem „rajskiej radości” albo „drogi ku wysokości”(aclivitas). Miał bowiem prowadzić ku rajskiej doskonałości, był wyrazem miłości platonicznej w jej właściwym sensie, który realizujemy wtedy, gdy w indywidualnej partnerce dostrzegamy postać archetypową. Archetypem kobiety i mężczyzny są Ewa i Adam. Wpatrzeni w idealną, rajską parę adamici starali się odwzorować i ucieleśnić w swym postępowaniu ten archetyp ludzkich relacji. Ich celem była rekonstytucja boskiego androgyna, Adama sprzed upadku, stanowiącego wzorzec, na podstawie którego dokonuje się zjednoczenie przeciwieństw. Istota adamickiej erotyki tkwi w tajemnicy łączącej doskonałą virginitas z równie doskonałą aclivitas. Przypomina to znany z praktyki tantrycznej akt zjednoczenia płciowego, w którym siłą napędową nie jest ani zbiorowy popęd, charakterystyczny dla zwierząt, ani indywidualna relacja na poziomie psychologicznym, lecz transpersonalny kontakt na poziomie archetypowym. W kategoriach filozofii zachodniej moglibyśmy powiedzieć, że zjednoczenie seksualne w sensie aclivitas transcenduje rozróżnienie na ducha i ciało. Tak istotne dla zwykłej świadomości rozróżnienie między ciałem a duchem (umysłem) jest znoszone w akcie seksualnym – przeżycie to stanowiło dla adamitów podstawę ich doktryny zbawienia. Wtajemniczenie w misterium aclivitas dokonywało się w formie privatissimum, najprawdopodobniej tylko dla par narzeczonych. Fraenger pisze:
„Proklamowaną przez renesans ‘emancypację ciała’ Wolny Duch poprzedził ‘ubóstwieniem ciała’: poczuciem jego boskości. Podczas gdy renesans usprawiedliwiał zmysłowość prawem natury, adamici byli przekonani, że popęd płciowy jest czymś ‘naturalnym’ tylko dla stworzeń upadłych, natomiast dla człowieka, który poprzez naturę powraca do Boga i pozostaje w jedności z Bogiem, stwarza on zmysłowo-ponadzmysłowe misterium.”
Podstawą dla badań nad doktryną i praktykami adamitów jest dla Fraengera tzw. Protokół z Kamerijk, pochodzący z 1411 roku. Zawiera on streszczone w osiemnastu punktach zarzuty przedstawione mnichowi, Wilhemowi van Hildernissen. Był on główną postacią w kręgu brukselskich homines intelligentiae, którym przewodził wraz z laikiem Aegidiusem Cantorem. Protokół z Kamerijkdaje ciekawy obraz życia heretyckiej zbiorowości, skupionej wokół centralnej wizji raju i platonicznej erotyki:
„Takoż pod murami miasta Brukseli znajduje się wieża pewnego ławnika z wymienionego miasta, gdzie zbierają się, by świętować swe konwektyle. Powiedział brat Wilhelm, że wszystko, co robili, mogło być naginane do Pisma świętego lub upiększane, z wyjątkiem potępianego przez kościół obcowania płciowego. Zwykł on zatem napominać swoich uczniów do ostrożności, kiedy rozmawiali o takim nieobyczajnym pożyciu. Brat Wilhelm nikomu nie ufa całkowicie, ani też nie dzieli się z innymi swym wewnętrznym przekonaniem, że być może bez bojaźni bożej i skrupułów sumienia czynili użytek z zespolenia płciowego. Twierdzi ponadto, że naturalny akt płciowy może być tyle wart co modlitwa przed bogiem oraz że zewnętrzny człowiek nie może pokalać wewnętrznego. Ponadto, kobieta nieobyczajna, nie mająca utrzymania ani męża, jest tyleż warta co dziewica.”
Akt seksualny jako modlitwa! Ta przepiękna idea od początków ludzkości płynie swym podziemnym nurtem, pojawiając się w rozmaitych epokach i miejscach. Jej wszechobecność jest wyrazem prastarej intuicji, mówiącej, że zjednoczenie płci jest zjednoczeniem przeciwieństw tworzących ten świat. Tylko ten świat, świat fizyczny, jest miejscem, w którym może dokonać się to misterium, którego medium są ciała kobiet i mężczyzn.
Pod koniec protokołu z Kamerijk znajdujemy stwierdzenie, odnoszące się do współoskarżonego w procesie Aegidiusa Cantora, które swą obrazowością przypomina nam fantastyczne postacie z obrazów Boscha:
„Takoż to, co tłumaczą inspiracją lub sugestią wewnętrzną, wywodzą od Ducha świętego, od którego wymieniony laik sporą część swych proroctw zaczerpnął. Właśnie pod wpływem takiej inspiracji, która nań spłynęła, biegł raz kiedyś kawał drogi całkiem nagi, niosąc na głowie tacę z mięsem dla jakiś biedaków.”
Wedle Fraengera Bracia i Siostry Wolnego Ducha praktykowali raczej wegetarianizm i dlatego w niezwykłym zachowaniu Cantora widzieć powinniśmy raczej magiczny zabieg leczniczy:
„Otóż Cantor przez emanację sił (many) nagiego ciała chciał spotęgować uzdrawiającą moc medykamentu i z tego powodu niósł go na czubku głowy jako ośrodku promieniowania. Tak więc zwyczajny pomocnik rzeźnika przeistacza się dzięki specyfice nudyzmu w postać adamickiego szamana i kapłana-lekarza.”
Drugim momentem, który przyciąga naszą uwagę, jest jedenasty z punktów protokołu, w którym pojawia się tajemnicza wzmianka o „starej”. Fraenger przytacza opinię, że może ona odnosić się do słynnej siostry Hadewich, zwanej Bloemardiną.
„Jest tam także pewna ‘stara’, która wymieniony laik nazywa Serafiną, a która publicznie oświadczyła, że również poza małżeństwem może istnieć bezgrzeszne obcowanie cielesne. Jest ono jakby naturalna sprawą jak jedzenie i picie. Mimo to potępiany jest tylko ten akt, a tamte dwa nie. (Warto zauważyć, że w rytuale tantrycznym oprócz stosunku seksualnego pojawiają się właśnie czynności jedzenia i picia). Dlatego wraz z innymi dziwi się ona ślepocie ludzi, którzy na ogół tak myślą.”
Określenie „Serafina”może odnosić się do rzeczywistych praktyk seraficznych, według których człowiek każdym kęsem pożywienia i każdą kroplą napoju, a także każdym aktem czystej miłości uczestniczy w błogosławieństwie nieba i ziemi. Bracia i Siostry Wolnego Ducha odrzucali tradycyjny pogląd na piekło, byli bowiem zwolennikami wywodzącej się od Orygenesa nauki o apokatastazie, czyli „powrocie wszystkiego do Boga”. W tej koncepcji Orygenes wyraził w najbardziej spektakularny sposób ideę powrotu wszystkich przeciwieństw do pierwotnej jedności. Każdy akt seksualny jest cząstkową prefiguracją tego powrotu, a przyjemność, jaka wtedy się pojawia, to odbicie boskiej samoświadomości.
Dlatego nie dziwi, że w protokole z Kamerijk czytamy o eschatologicznych powiązaniach między kwestią zbawienia diabła a zbawieniem człowieka:
„Takoż powiedział, że w końcu diabeł zostanie zbawiony, a wtedy już nie jako diabeł, tylko jako najbutniejszy Lucyfer stanie się najpokorniejszy, i że w końcu wszyscy ludzie zostaną zbawieni. Albowiem bóg jest obecny w każdym kamieniu, w członkach ludzkiego ciała i w piekle nie inaczej niż w sakramencie ołtarza, toteż każdy nawet jeszcze przed komunią ma w sobie Boga w sposób doskonały.”"
Kończąc trzeba stwierdzić, że o ile trudno nam w słowach ująć rzeczywistość życia adamickiego, to możemy ją odnaleźć – w jej najlepszej wersji – oglądając „Ogród rozkoszy ziemskich” H. Boscha.
Mirosław Piróg - http://www.facebook.com/